Forum www.childprey.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    artysci z forum   ~   Fanfickowa twórczość Shadow :3
Shadow
PostWysłany: Czw 20:56, 17 Lip 2008 


Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Chaos


*wpieprza się gdzie się da*
A nuż kogoś zainteresuje ^^'' Mam tego jeszcze trochę, wrzucam najnowszy.
Kamijo x Kaya.
~~


- Dlaczego to wszystko jest takie cholernie niesprawiedliwe?!
Powtarzał to już kilka razy, a Kaya nadal nie mógł znaleźć zadowalającej odpowiedzi. Tylko patrzył na niego ze współczuciem, w milczeniu klepiąc go po ramieniu. Zresztą, on zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Mówił nieprzerwanie od bliska pół godziny. Rozpacz trwała.
Kaya słuchał cierpliwie tego monologu, i tak rejestrując znaczną poprawę. Chociażby w samym fakcie, że go wpuścił, bo od kilku dni siedział tak, w samotności upajając się swoim nieszczęściem. Ale kiedy dzisiaj po raz kolejny zaproponował mu spotkanie, w końcu się zgodził.
I takim oto sposobem siedzieli teraz obaj na podłodze, oparci o kanapę, ze szklankami w dłoniach. Kamijo mówił, a Kaya słuchał, jak na dobrego przyjaciela przystało. Nie przerywał i o nic nie pytał, po prostu pozwalając mu wylać z siebie cały żal i złość, co zresztą Kamijo robił wyjątkowo sumiennie. Akcentował zdania, uderzając pięścią w podłogę, albo szarpiąc brzeg trzymanej na kolanach poduszki. Szklankę Kaya mu jakoś delikatnie odebrał, bo mogłoby się to źle skończyć. Kamijo patrzył na nią trochę tak, jakby to ona z nim zerwała.
- Nigdy więcej, możesz być mi świadkiem, NIGDY WIĘCEJ nie będę się pakował w coś takiego! To wszystko jest zupełnie bez sensu!
- Może to po prostu nie była odpowiednia osoba? – odważył się podsunąć Kaya.
Kamijo machnął ręką, jakby odpędzał się od jakiegoś natrętnego owada.
- Więc takowa chyba w ogóle nie istnieje! Ja nie wiem, zawsze coś się musi spieprzyć, no zawsze!
Sprawiał wrażenie bardziej wściekłego niż smutnego i Kaya zaczął podejrzewać, że większe znaczenie ma tu jego urażona duma, ale nie śmiał mu tego zasugerować. Naprawdę nie chciał skończyć jak tamta poduszka.
- I ona to tak jeszcze bez wyjaśnienia, wyobrażasz to sobie? Ot tak, po prostu! Po tym wszystkim, co między nami było, liczyłem na inne rozstanie!
Wyobrażał. Mniej więcej trzeci raz, bo Kamijo skończył się już chyba materiał na monolog, a że złość jeszcze nie minęła, najwidoczniej nie miał zamiaru go przerywać. Zresztą, Kaya był w stanie go zrozumieć. W końcu sam już wiele razy był w podobnej sytuacji.
- Naprawdę myślałem, ze rozumiem kobiety. Ale te z kolei na każdym kroku udowadniają mi, jak okrutnie się w tej kwestii mylę!
- A ja w takich chwilach zaczynam cieszyć się ze swojej orientacji – rzekł Kaya, uśmiechając się krzywo. – To brzmi okropnie, brrr.
- Naprawdę nigdy nie byłeś z kobietą?
- Nigdy – odparł szczerze. – I nic nie wskazuje na to, bym kiedykolwiek miał być.
- Nawet gdybyś jakąś pokochał?
Kaya potrząsnął energicznie głową, krzywiąc się lekko.
- Po prostu nie ma takiej możliwości – powiedział zadecydowanie. – Mogę je darzyć sympatią, szacunkiem, ale w ogóle mnie nie pociągają.
Kamijo myślał nad tym przez chwilę, a potem pokiwał głową.
- I chyba lepiej dla ciebie, wierz mi.
- Ej, ale ja też wcale nie mam tak łatwo! – roześmiał się Kaya. Spoważniał jednak prawie od razu i westchnął. – Można by pomyśleć, że dwie osoby tej samej płci powinny się lepiej rozumieć… Może nawet tak jest, ale takie pary mają za to całą masę innych problemów.
Kamijo wyciągnął rękę i trochę niepewnie pogładził go po ramieniu.
- No tak, oczywiście.
Milczeli przez dłuższą chwilę, zajęci własnymi myślami. Potem Kamijo odezwał się ponownie.
- A teraz? – zapytał. – Jesteś sam?
Kaya skinął krótko głową, nie patrząc na niego. Chyba nie miał ochoty na uzasadnienie, więc Kamijo zaakceptował to i nie naciskał. I tak dziwił się, że rozmawia z nim na takie tematy. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Cóż, widocznie odrobina alkoholu wystarcza, żeby ludzie stawali się bardziej otwarci.
- A gdybyś ty – powiedział wtedy Kaya – pokochał jakiegoś mężczyznę, tak czysto teoretycznie, to byłbyś z nim?
Kamijo myślał przez chwilę.
- To raczej bardzo mało prawdopodobne, ale skoro mówisz, że czysto teoretycznie… Hmm. Sądzę, że nie miałbym nic przeciwko. Jeżeli to naprawdę byłoby poważne uczucie, naturalnie. Ale jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
- To zdrowe podejście.
- Tak myślisz?
A potem długo milczeli. W oddali słychać było uporczywe zawodzenie samochodowego alarmu, zza ściany dochodziła puszczana przez kogoś z sąsiadów muzyka. Siedzieli ramię w ramię, mimowolnie zasłuchani w tę melodię, patrząc na promienie chylącego się ku zachodowi, wrześniowego słońca, zalewającego cały pokój czerwonym blaskiem i coraz dłuższe cienie rzucane przez nie na dywan. To wszystko miało w sobie jakiś prosty urok, przywodzący na myśl coś znajomego, zostawionego hen daleko. Jak miłe wspomnienie z zapomnianych dawno chwil, sprowadzone z powrotem przez wpadający otwartym oknem wiatr.
Kamijo odetchnął głęboko, przenosząc wzrok na siedzącego obok Kayę. Miał przymknięte oczy, lekko pochyloną głową, we włosach lśniły mu refleksy światła. Patrzył przez chwilę na jego profil i trzymające szklankę dłonie o długich palcach i pomalowanych na czarno paznokciach. Ze swoją urodą i spokojem idealnie wpasował się w atmosferę i Kamijo poczuł nagle jakąś dziwną tęsknotę; za czymś, czego nie potrafił ująć w słowach, ani nawet nadać temu wyraźnego kształtu. Odwrócił wzrok z powrotem w stronę okna.
- Chyba się starzeję.
Kaya spojrzał na niego tym trudnym do interpretacji wzrokiem, przypominającym trochę uprzejme zainteresowanie, ale zawierającym w sobie więcej troski i jakby współczucia.
- Czuję, że przestaję nadążać – mówił nadal Kamijo, patrząc wciąż w ten sam punkt. – Dni mijają… A mnie coraz bardziej to przeraża. Zaczynam naprawdę bać się zmian. Brak mi jakiegoś pewnego oparcia, czegoś, czego można by się pochwycić, kiedy świat zaczyna osuwać się spod nóg. Może nie wiesz, o czym mówię. Jesteś sporo młodszy, a ja… - urwał.
- Nie sądzę, żeby wiek miał jakieś większe znaczenie – powiedział Kaya. – I nie możesz stwierdzić, ile czasu zostało tobie, a ile mi. Kto wie, co przyniesie jutro. Jeśli jutro świat się skończy, nie będzie miało znaczenia, ile mieliśmy lat.
- Tak. Ale jeżeli się nie skończy? Jeżeli będzie trwał jeszcze przez wiele, wiele lat... Sam popatrz. Dwa miesiące temu skończyłem trzydzieści dwa lata. W tym wieku powinienem mieć już coś, czego mogę być pewien, nie sądzisz? A zamiast tego mam karierę, która do rzeczy stałych na pewno nie należy i kolejny zakończony po paru miesiącach związek na koncie. Mam wrażenie, że nigdy tego nie ustabilizuję. Zawsze będzie tak, aż do samotnej starości, którą spędzę, włócząc się po okolicy i rozmawiając z napotkanymi psami i… Z czego się śmiejesz? Mówię poważnie.
- Oj, Kamijo… - Kaya pokręcił głową, po czym przechylił się lekko i oparł ją jego ramię. – Nie bądź taki sceptyczny. Masz jeszcze naprawdę dużo czasu. Nie zadręczaj się teraz tym, co będzie za kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat. Naprawdę wszystko może się jeszcze zmienić, nawet lada dzień.
- Nie wiem, skąd u ciebie nagle taki optymizm – mruknął Kamijo. – Nie spodziewałem się tego po tobie.
- Widocznie to wino działa na mnie w odwrotny sposób, niż na ciebie – odparł Kaya z ironicznym uśmiechem. – Nie, naprawdę. Za jakiś czas spojrzysz na to inaczej. Teraz, po rozpadzie związku, takie myśli są naturalne. Musisz dać sobie trochę czasu. Nie tłum niczego w sobie, mów, co chcesz powiedzieć, ale nie przekreślaj przy tym reszty życia.
Mówił spokojnym, łagodnym głosem, a jego ciepły policzek na ramieniu Kamijo uświadomił mu nagle, jaki chłód panuje w pokoju. Przesunął się niżej i objął go, przymykając oczy.
- Może i masz rację – powiedział cicho.
- Oczywiście, ze mam – machinalnie pogładził go po włosach. – Musisz teraz pozwolić sobie na złość i żal. Wtedy poczujesz się lepiej.
Kamijo pokiwał głową. Zapach Kayi i delikatny dotyk jego rąk działał na niego dziwnie kojąco. Przypominał chłód dłoni położonej na czole, kiedy ciało trawi gorączka. Miał wrażenie, że skądś to wszystko zna. Czy przypadkiem któraś z jego dziewczyn nie używała podobnych perfum? Znowu poczuł się, jakby odzyskał coś dawno utraconego.
- Dzięki, że tutaj jesteś – szepnął, nie otwierając oczu.
- Nie ma sprawy. Jeżeli mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić, powiedz.
Jedyne, czego teraz chciał, to utrzymać przy sobie to, co tak nagle wróciło; nie pozwolić temu znowu odejść. Znieruchomiał w tej pozycji, oddychając powoli, jakby bał się, że jakikolwiek gwałtowniejszy ruch wszystko od niego odpędzi. W tle umilkł już alarm, sąsiad wyłączył radio. Cisza. Tylko serce Kayi biło. Wyjątkowo równy, jednostajny rytm. Słyszał je lepiej, niż swoje własne. I słuchał jak w transie, chłonąc jego ciepło i zapach perfum.
Gdyby mógł jeszcze lepiej poczuć go przy sobie, bardziej zbliżyć się do tego wszystkiego… Nadal było zbyt daleko, oddzielone jakby cienką, ale niemożliwą do przeniknięcia szybą. Warstwą ubrań…? Co za irytujące uczucie. Chciał pozbyć się tej przeszkody, przylgnąć do niego całym ciałem…
- Kochaj się teraz ze mną – powiedział tym samym cichym, sennym głosem. – Proszę…
Poczuł, że tężeje nagle, wciągając głośno powietrze do płuc.
- Nie – powiedział łagodnie, ale zdecydowanie. Odsunął go delikatnie od siebie, przytrzymując za ramiona i nie pozwalając ani przysunąć się z powrotem, ani jeszcze bardziej cofnąć. – Przepraszam, ale tego nie mogę zrobić.
Kamijo patrzył na niego półprzytomnie, jakby nie do końca dotarły do niego jego słowa. Czuł się, jakby ktoś go od czegoś siłą oderwał, a to w tym czasie zniknęło, w sposób, w jaki pęka mydlana bańka. Zmrużył oczy, lekko tym faktem rozkojarzony.
- Przepraszam – powtórzył Kaya, spuszczając wzrok i zabierając dłonie z jego ramion. – Nie teraz, kiedy mam być tylko pocieszeniem.
Patrząc na niego, powoli dochodził do siebie. Jak na komendę zza ściany buchnęła muzyka, rozćwierkał się jakiś siedzący na pobliskim budynku ptak. Zupełnie, jak gdyby ktoś z powrotem włączył wyłączony na chwile głos. ,,Wracamy do rzeczywistości", powiedział, odkładając pilota. Rzeczywistości, w której Kaya siedział przed Kamijo, z zaciśniętymi na kolanach dłońmi, zmieszany i zażenowany. Kamijo poczuł się tak samo. Na myśl o tej chwili słabości zalała go fala wstydu.
- No to – powiedział, starając się wrócić do normalnego tonu i przerywając przy tym niezręczną ciszę – przynajmniej się ze mną upij. Mam ochotę urżnąć się tak, żeby nie myśleć dosłownie o niczym.
Z niejaką ulgą usłyszał jego cichy, trochę niepewny śmiech.
- To ma być, rozumiem, taki kompromis? – spytał, nie starając się już unikać jego wzroku. – Nie dałem się zerżnąć, to chcesz się tylko ze mną urżnąć?
Kamijo parsknął z niedowierzaniem.
- Uwielbiam twoją bezpośredniość! Można tak to nazwać. To jak?
Kaya wzruszył ramionami.
- Mogę ci potowarzyszyć, jeśli chcesz.

- Ale to ja się miałem urżnąć, a nie ty! – rzekł Kamijo z wyraźną pretensją jakąś godzinę później, ratując Kayę przed bliższym zapoznaniem się z parkietem. W odpowiedzi usłyszał coś w stylu ,,Zabieraj łapy, cholerny zboczeńcu" i westchnął, zrezygnowany. Posadził go na brzegu kanapy i pomachał mu ręką przed oczami, notując sobie w myślach, żeby nigdy więcej nie pozwolić mu na mieszaniu alkoholi. To był jednak zły pomysł.
Kaya cofnął odruchowo głowę przed jego dłonią, mrugając szybko.
- O. Kamijo – stwierdził.
Kamijo uśmiechnął się radośnie.
- Łał. Poznajesz mnie.
- Dlaczego ja siedzę?
- A czego się spodziewałeś? Że będziesz latał? – Splótł ramiona na jego kolanach i oparł na nich głowę, unosząc wzrok i patrząc na jego minę. Kaya wyglądał jak osoba, która stoi na schodach i nie wie, czy ma wchodzić na górę, czy też może zejść. I był przy tym wyjątkowo uroczy.
- Chyba powinienem iść do domu – wymamrotał.
- Do czyjego? – Kamijo uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Bo do swojego nie dojdziesz. Jesteś pijany dwa razy bardziej ode mnie.
- Taksówka…
- Mhm, a potem schody. Mowy nie ma. Zostaniesz u mnie na noc, tutaj przynajmniej nic ci się nie stanie – powiedział, podnosząc się.
- Ale Kamijo, ja… Dokąd mnie niesiesz?
- Nie niosę. Naprawdę latasz – odparł śpiewnie Kamijo, idąc przez przedpokój z Kayą na rękach. Był zdumiewająco lekki.
- Kamijo! Przecież widzę!
- Wydaje ci się. Pamiętaj, że jesteś pijany. – I na niego alkohol także całkiem nieźle działał. Jego nastrój znacznie się polepszył.
- Droczysz się ze mną – burknął Kaya, urażony.
Kamijo tylko zachichotał. Wszedł z nim do sypialni i położył go na łóżku, pochylając się nad nim i zaglądając mu w oczy.
- Nie obrażaj się.
- Nie obrażam – patrzył na niego spod przymkniętych powiek. – Masz piękne oczy, wiesz?
- A ty słabą głowę. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak łatwo można cię upić i wykorzystać?
- Jako tako zdaję.
- I nie boisz się, że to zrobię? – wymruczał, pochylając się jeszcze niżej, z rękoma opartymi po obu stronach jego głowy.
- Nie. Pijanemu nie staje.
I Kamijo odsunął się gwałtownie, krztusząc własnym oddechem. Oczy aż zaszły mu łzami, chwilowo zabrakło powietrza. Zamachał rozpaczliwie rękoma, próbując zapanować nad atakiem kaszlu. Kaya nadal leżał w tej samej pozycji, chichocząc.
- Jesteś niemożliwy! – wykrztusił w końcu Kamijo. – I nie powinieneś pić, robisz się wtedy subtelny jak działo przeciwpancerne!
- Sam tego chciałeś – Kaya uśmiechnął się uroczo, wzruszając ramionami.
Kamijo chciał jeszcze coś powiedzieć, odgryźć się albo wyrazić swój żal z powodu zepsucia takiej sceny, ale zrezygnował. Patrząc na Kayę jakoś nie miał odpowiedniego pomysłu.
- Idź już lepiej spać, moja ty zmoro – westchnął, układając się obok niego. – Jutro będzie ciężki dzień.
- Dlaczego? – spojrzał na niego sennie, mrużąc oczy. – Chyba niczego nie mamy…
- Ale będziemy mieli. Kaca. Dobranoc.

I kac naturalnie był. I to w wyjątkowo męczącej postaci, stojącej nad nimi od samego rana, ze złośliwą satysfakcją tłukąc ich po głowach ogromnym młotkiem. Ostatecznie Kaya wrócił do domu dopiero późnym popołudniem, a do tego czasu siedzieli u Kamijo, wspólnie cierpiąc i składając nawzajem przyrzeczenia picia tylko herbaty. Do wydarzeń poprzedniego dnia nie wracali. Kamijo nadal był zmieszany złożoną mu wtedy propozycją, a i Kaya wyraźnie unikał tego tematu.
Później minęło trochę czasu, a wstyd stał się mniej palący. Jednak nawet wtedy nie mieli okazji o tym rozmawiać. Może po prostu nie było takiej potrzeby? Co właściwie mieliby o tym powiedzieć? Kamijo nie wiedział, czy powinien przepraszać, skoro Kaya znowu zachowywał się tak samo naturalnie i swobodnie, jak gdyby w ogóle do niczego nie doszło. Nie miał żadnego powodu, dla którego miałby wyciągać tę sprawę na wierzch. Spotykał się z Kayą tak samo często i wciąż rozmawiali równie normalnie – bez względu na stopień powagi tematu. Kamijo mógł mu się wygadać zawsze, kiedy tylko miał taką ochotę i nie dręczyła go już nawet myśl, że przez to może znowu doprowadzić do podobnej sytuacji. Kaya pozostał pierwszą osobą, do której szedł, gdy ktoś wbił mu przysłowiowy nóż w plecy, a wykazywane wtedy przez niego skłonności do dramatyzowania – jak gdyby powbijał ich co najmniej cały komplet, po czym dołożył jeszcze kilka widelców i innych elementów zastawy stołowej – wciąż zdawały się nieco Kayę bawić. Czego zresztą nie starał się nawet ukryć, niejednokrotnie skutecznie rozładowując żartem atmosferę. I chociaż sam nie należał do osób wylewnych, nigdy nie ucinał żadnego z podejmowanych przez Kamijo tematów i nie lekceważył jego pytań.
Dlatego też później Kamijo często zastanawiał się, czy cała ta sytuacja wywarła jakiś wpływ na ich znajomość. Czy gdyby nie doszło do tamtej sceny wszystko poszłoby innym torem? A może naprawdę nie miało to żadnego znaczenia? I tylko przez zwykły zbieg okoliczności akurat po tym zajściu coś zaczęło się zmieniać…
Tak. Nie ulegało wątpliwościom, że jednak jakieś zmiany zaszły. Nie były nagłe i gwałtowne, nie, następowały bardzo powoli, łagodnie. I zdawały się być przy tym tak naturalnie, że Kamijo nie od razy zdał sobie sprawę z ich istnienia. A kiedy już to sobie uświadomił, to cóż… Bynajmniej nie miał ochoty uciekać w popłochu, chociaż jeszcze nie tak dawno myśl, że mógłby… Bo czyż sam nie powiedział, że mało prawdopodobne jest, by zakochał się w mężczyźnie? Czyż nie był tego pewien? Myślał, że interesują go tylko i wyłącznie kobiety. Więc czy możliwe jest, by coś takiego po prostu się STAŁO?
Bez wątpienia jego uczucia już ,,nieco'' wykraczały poza granice zwykłej przyjaźni. Wzbierała w nim narastająca czułość i chęć i spędzania z Kayą jak największej ilości czasu, zapragnął zbliżyć się do niego jeszcze bardziej, na tyle, żeby móc dzielić z nim wszystkiego jego smutki i radości; chciał otoczyć go ochroną i opieką. Brzmiałoby to wręcz dziecinnie niewinnie, gdyby nie to, że – no cóż – jego uroda też zaczęła go o wiele bardziej fascynować i pojawiło się zwyczajne, ludzkie pożądanie.
Kiedyś sądził, że jeżeli faktycznie zacząłby żywić takie uczucia do drugiego mężczyzny, nie czułby się z tym faktem swobodnie. Właściwie to wtedy na samą myśl było mu jakoś nieswojo. Ale teraz – o dziwo – nie miał nawet najmniejszych dylematów natury moralnej czy etycznej. Zupełnie nic; żadnego lęku, żadnych oporów. No, ale przecież gdyby się nad tym zastanowić, to czy Kayi brakowało kobiecego wdzięku i tajemniczości? Na pewno nie.
Tak więc Kamijo całkowicie poddał się temu uczuciu. Wpadł porządnie, ale nawet mu się to podobało. Ach, znowu to cudowne wrażenie, że jeżeli się kocha, nie istnieją rzeczy niemożliwe. Bo niby co mogłoby im przeszkodzić?
Ale chwila, wróć. Pozostała jeszcze jedna, zasadnicza kwestia. Musiał upewnić się co do uczuć Kayi i poinformować go o własnych. Logicznie rzecz biorąc to normalna kolej rzeczy, ale… No właśnie. Ale.
- Chcę to zrobić. Chcę mu powiedzieć, dlaczego miałbym tego nie robić? Nie mam żadnych dylematów, nie wątpię w to, co czuję. Więc dlaczego NIE MOGĘ?
Rzadko zdarzały się tak osobiste rozmowy między Kamijo a kimś innym z zespołu. Jednak, z oczywistego powodu, z Kayą o tym mówić nie mógł, a jakiejś rady desperacko potrzebował. No a poza tym… Co tu kryć, przesiadywanie w studiu i maltretowanie od paru godzin jednego utworu doskonale sprzyja zwierzeniom. Tym bardziej, że reszta grupy już się rozeszła i tylko on i Hizaki nadal poprawiali, co tylko się dało. Tyle, że chciało im się coraz mniej i tak jakoś…
- To może mieć wiele przyczyn – stwierdził Hizaki spokojnie. Siedzieli na podłodze, oparci o ścianę tak, że gdyby wyciągnęli przed siebie nogi, tworzyłyby one z jej kątem idealny kwadrat. – Może podświadomie boisz się tego, jak zmienią się wasze relacje, kiedy mu to powiesz? Sam wiesz, że miłość wymaga więcej niż przyjaźń i trudniej ją utrzymać. Wchodząc w związek, zwłaszcza w TAKI związek, wiele na siebie bierzesz. To ogromna odpowiedzialność, wiele wspólnych problemów, wiele poświęceń. I nigdy nie będziesz mógł oficjalnie przyznać się, że jesteście razem, no, chyba że masz ochotę na potyczki z reporterami i oszalałymi z radości fankami. Ale tego ci nie polecam, mało który związek wytrzymałby taki stres.
- Oczywiście, nie mam zamiaru…
- Życie w ciągłym ukryciu też nie będzie łatwe. Powiedziałbym nawet, że równie stresujące. I, jak już wspominałem, wchodząc w to bierzesz na siebie wszystko, co jego dotyczy, bez wyjątków. Na pewno jesteś na to gotowy?
Kamijo skinął zdecydowanie głową.
- Jestem. Zdaję sobie z tego sprawę i chcę tego.
- Może twoja niemoc bierze się stąd, że nie wiesz jeszcze dokładnie, co on czuje? – uśmiechnął się lekko. – Ale takie obawy są zazwyczaj zupełnie niepotrzebne.
- Myślę, że w końcu to zrobię – powiedział powoli Kamijo. – Muszę tylko znaleźć odpowiedni moment.
- Nie szukaj go zbyt długo, bo może być wtedy za późno – powiedział Hizaki, wstając. – No, macie moje błogosławieństwo, ale teraz muszę się zbierać…
- Za późno? – Kamijo nadal siedział.
Zatrzymał się i odwrócił.
- Zobacz – powiedział, wskazując w stronę okna. – Idzie zimna, robi się coraz chłodniej. On może znaleźć sobie kogoś innego, kto go wtedy ogrzeje, zanim ty się na to zdecydujesz. Nie zapominaj o tym.

- A jak się urwie, a ja spadnę i się zabiję, to będziesz żałował? – zainteresował się Kamijo.
Kaya zachichotał.
- Oczywiście, że będę. Ale może nie będzie tak tragicznie? Po prostu w razie czego postaraj się lecieć w stronę tej oto sterty liści.
- Chciałbym mieć na to jakiś wpływ – zaśmiał się Kamijo. – Ale z moim szczęściem pewnie zatrzymam się dalej. Na tamtym drzewie. – Nacisnął stopą oponę, sprawdzając wytrzymałość. Nie, tu raczej nie pęknie. Łańcuchy, na których wisiała, wzbudzały za to o wiele poważniejsze wątpliwości. Wyglądało na to, że były naprawiane już kilka razy.
No trudno, raz się żyje. A skoro nie zabił się, wychylając ze szczytu drabinek po rosnące nad nimi liście – ładne, porządne, nie te, które już spadły, nasiąkły błotem i zostały zgrabione na stos przez mrukliwego dozorcę – i zszedł cały z karuzeli, to może i to przeżyje. Swoją drogą, place zabaw to strasznie niebezpieczne miejsca są. Kamijo nie rozumiał, jak rodzice mogą tutaj własne dzieci zostawiać. Nawet ta krwiożercza karuzela… Ledwo co uniknął zostania na niej na dłużej. Niesamowite, jak niewiele trzeba, by wkręcić w jej mechanizm płaszcz albo, o zgrozo, własne włosy. Na szczęście zeskoczył w odpowiedniej chwili, co zresztą było wyczynem, który szybko przyprawił Kayę o nagły wybuch wesołości. I na szczęście tylko jego, innych świadków brakował. No tak, bo która zdrowa na umyśle matka zabierałaby dziecko na plac zabaw w listopadzie, w dodatku pomiędzy jedną ulewą a drugą? Rzecz jasna zdarzają się przypadki, w których latorośl okazuje się wyjątkowo wredna i rzuca się z płaczem po podłodze, młócąc powietrze rękoma i nogami, dopóki sterroryzowana mamusia nie ustąpi (Kamijo widząc takie sceny nabierał pewności, ze nie chce zostać ojcem), ale tym razem akurat byli na placu sami.
Huśtawka zachybotała i przechyliła się o prawie dziewięćdziesiąt stopni, kiedy Kamijo przeniósł na nią ciężar ciała, odpychając się od ziemi drugą nogą. Z trudem złapał równowagę i przerzucił nogę przez oponę, mrucząc pod nosem jakieś niezbyt eleganckie słowo. Kaya stał obok, rozpromieniony, obserwując jego zabiegi. To był oczywiście jego pomysł. Kamijo nigdy nie wlazłby tutaj z własnej woli, ale wyzwanie to wyzwanie. Miałby się wycofać? Pff!
W sumie nie było tak źle. Co prawda jeden z łańcuchów był trochę za krótki w stosunku do drugiego, a pęd powietrza zawiewał mu włosy na twarz, znacznie zwężając jego pole widzenia, ale mogło być dużo gorzej. Mogło, prawda? Chyba… Bo o ile stanął przy huśtawce z wrażeniem, że jest raczej za stary na takie atrakcje, to teraz miał co do tego stuprocentową pewność.
Wytrzymał jeszcze chwilę, po czym, uznając zadanie za wykonane, zeskoczył z wątpliwą gracją, zahaczając po drodze o oponę i nie zaliczając spotkania trzeciego stopnia z ziemią tylko dzięki obudowie huśtawki. Mimowolnie odetchnął z ulgą, gdy udało mu się w końcu pewnie stanąć.
- No widzisz, i wcale nie musiałem się odklejać od drzewa! – rzekł radośnie Kaya.
- To może sam chcesz się teraz pohuśtać? – podsunął niewinnie Kamijo.
- Mogę co najwyżej na tamtej – Kaya złapał go pod ramię i pociągnął w przeciwnym kierunku. – Wygląda na solidniejszą, nie sądzisz?
Bez wątpienia duża, kilkuosobowa huśtawka-ławka zapewniała jakiekolwiek standardy bezpieczeństwa. Usiedli, odpychając się od ziemi nogami. Znużone słońce, tak rzadko widoczne o tej porze roku, bez przekonania posyłało im z nieba ostatnie promienie. Wokół niego kłębiły się chmury, pomrukując coś o zaplanowanej burzy. Chyba niedługo będą musieli wracać do domu, jeśli chcą uniknąć deszczu. A do tego czasu…
Kamijo położył się na ławce i oparł głowę o biodro Kayi, widząc nad sobą górną część huśtawki, szare niebo i szpony nagich gałęzi. Teraz…? Porozmawiać z nim? I tutaj? W publicznym miejscu? Kaya właśnie delikatnie układał jego rozwiane włosy. Kamijo nie wiedział, jak zacząć tę rozmowę. Walnąć prosto z mostu? ,,Wiesz co, Kaya? Kocham cię. A ty, czujesz coś do mnie?"... Już w jego głowie zabrzmiało to tak idiotycznie, że niemal jęknął, sfrustrowany. Nie, mowy nie ma. Nie tym razem, wpierw musi wymyślić coś porządnego.
Podniósł się, siadając znowu obok. Otoczył go ramieniem, kładąc je na oparciu ławki, a on przysunął się bliżej i odchylił głowę, układając ją na jego ręce. Zamknął oczy, spokojny i rozluźniony. Kamijo przyglądał się jego długim rzęsom. I ustom. Może zwykły pocałunek by wystarczył…?
I w tym oto momencie dobiegło go szczekanie psa. Ze stosunkowo bliskiej odległości. A mówiąc dokładniej, z chodnika za placem, na którym – a jakże! – nie mogło zabraknąć też jego właściciela. Patrzył na nich raczej mało przychylnym wzrokiem, nie starając się nawet tego ukryć i Kamijo poczuł nagle przemożną chęć pokazania mu pewnego powszechnie znanego, raczej mało wytwornego gestu, ale powstrzymał się. Tylko dlaczego musiał się przywlec akurat teraz?! I jak on ma teraz Kayę całować, skoro ten wścibski przygłup tak się na nich gapi? Już wyobrażał sobie, jak szczuje ich tym psem… No że też zawsze wszystko musi być przeciwko!
Westchnął cicho i delikatnie przesunął palcem wzdłuż linii szyi Kayi. Zachichotał i otworzył oczy, łapiąc jego rękę i zatrzymując w swojej. Miał zimne, delikatne palce.
- Może powinieneś zacząć nosić rękawiczki? – podsunął Kamijo, rozgrzewając jego dłoń. – I szalik. Nie marzniesz?
- Nie, jeszcze nie. Dopiero listopad, sam przecież nie nosisz – zbagatelizował.
Kamijo wzruszył ramionami. Siedzieli teraz w milczeniu, trochę zamyśleni, patrząc na swoje splecione dłonie. Kamijo przesuwał najpierw ręką po jego palcach, a potem rozłożył je i zaczął wodzić po liniach na wewnętrznej stronie dłoni. Uśmiechnął się.
- Masz linię kariery, wiesz? O, tutaj. Nie występuje u wszystkich. Generalnie charakteryzuje osoby, które potrafią wykorzystać swoje talenty, mają silną wolę i są zdeterminowane.
- Nie wiedziałem, że znasz się na chiromancji.
- Może nie tyle znam, ale jako tako się orientuję. To znaczy, wiem, która linia jest która i mniej więcej za co odpowiada. Ale czytać z niej umie tylko specjalista; duże znaczenie ma ich ułożenie, wzajemne zależności i w ogóle…
Kaya pokiwał głową, przymykając lekko oczy. Oparł się znowu o ramię Kamijo, łaskocząc go włosami w policzek. Kamijo automatyczne strzepnął wolną ręką z jego kolana jakiś zabłąkany liść. Wiało coraz bardziej, ale nie miał ochoty wracać teraz do domu.
- Więc odpowiedz coś jeszcze – zaproponował Kaya. – Chętnie usłyszę więcej na ten temat.
Kamijo nie dał się długo prosić.
- Na przykład te obręcze na nadgarstku są oznaką długowieczności, wiedziałeś? Wzgórek Wenus, czyli tutaj, pod kciukiem, mówi o muzyce, poczuciu piękna, harmonii. A po przeciwnej stronie jest Wzgórek Księżyca. Odpowiada za tę skrywaną, emocjonalną stronę natury. Masz jeszcze Linię Słońca, a ta z kolei mówi o sukcesach i spełnieniu ambicji. A główne linie, to te trzy, o. Życia, głowy i serca. – Cały czas dotykał odpowiednich części jego dłoni. Teraz zatrzymał się i zamyślił przez chwilę. – Ta ostatnia wiąże się głównie z romantyzmem i tak dalej, ale na jej podstawie znawca może też wymienić osoby, które kochasz i te, które kochają ciebie. – Kamijo zamknął z powrotem jego dłoń. – Ale ja, niestety, nie jestem znawcą.
Odwrócił wzrok w inną stronę. Kaya patrzył na niego przez chwilę, a potem zrobił to samo. W panującym między nimi milczeniu szeleściły liście i gwizdał wiatr. Chmury zasłoniły już słońce, mrucząc z zadowolenia. Deszcz był coraz bliżej.
- Wracajmy już lepiej – westchnął w końcu Kamijo. – Wstąpisz jeszcze do mnie? Zaparzę ci herbatę, wciąż mi się wydaje, że jednak marzniesz. – Uwagę, że wolałby go rozgrzać w inny sposób, zostawił dla siebie.
Kaya skinął głową, podnosząc się z ławki. Mimo żywej reakcji, Kamijo miał wrażenie, że jego myśli krążą gdzieś dużo dalej.

Naprawdę nigdy nie przepadał za taką pogodą. Bez wątpienia miała swój urok, było w niej coś romantycznego i smutnie pięknego. Ale, do jasnej cholery, nie, kiedy trwała tak długo!
Chociaż z drugiej strony…
Spojrzał na siedzącego obok Kayę. Podciągnął koc pod samą brodę, z poduszką trzymaną na wszelki wypadek na kolanach, wpatrując się w ekran telewizora. Obaj po czwartej herbacie, siedzieli, czekając na jakiś idiotyczny horror, który miał się zacząć lada chwilę.
Tak, to był zdecydowany plus tej ulewy. W ogóle nie miało się ochoty wychodzić z domu. Zwłaszcza po to, żeby siedzieć w swoim samemu i bezczynnie słuchać deszczu.
- Nie bój się – uśmiechnął się Kamijo, kładąc mu dłoń na ramieniu. – To amerykańska produkcja, pewnie będzie cała masa sztucznej krwi i różnych innych okropieństw.
- I właśnie dlatego się boję! Mam za słabe nerwy na takie filmy.
Uśmiech Kamijo jeszcze się powiększył.
- Zawsze mamy do wyboru tamten romans…
- Na to mam jeszcze słabsze.
- …obyczajowy, ale leci już od pół godziny…
- A idź!
- …i jakiś pornos – zakończył pogodnie.
- Możesz oglądać, ale nie ręczę za swoje odruchy… I mam na myśli instynkt mordercy, nie myśl sobie…! – sprostował, słysząc jego chichot.
- Czyli zostajemy przy tym?
- Zostajemy.
Ale kiedy Kamijo kilka minut później spojrzał znowu w stronę Kayi, odniósł wrażenie, że gorzko żałuje tej decyzji. Co prawda nie mógł teraz przyjrzeć się jego minie, ale fakt, że siedział z głową pod kocem mówił sam za siebie. Kamijo wzruszył ramionami, wracając do przyglądania się ze średnim zainteresowaniem, jak jakiś psychopatyczny morderca wyrywa nóż z piersi jednej ofiary, żeby poderżnąć nim gardło drugiej. Milutkie.
- Och, Kaya, najlepsze momenty ci uciekają!
- Spadaj – rozległ się spod koca głos Kayi. – Nigdy więcej nie wybierasz filmu.
- Ale to ty chciałeś…O, zobacz, już koniec. Ee, kręcili to – ziewnął. – W gazecie pisali, ze to o szkole filmowej, wiesz, kręcą te horrory, a potem to wszystko zaczyna dziać się naprawdę. No cóż, zobaczymy, co będzie dalej.
Następna scena okazała się równie malownicza. Bohaterka, po obudzeniu się w wannie pełnej lodu z nerką wyciętą przez kolejnego mordercę-psychopatę, zaczęła ratować się ucieczką przez okno. W chwili, w której wspomniany morderca zatrzasnął okiennicę, odcinając jej głowę, Kaya, który jakimś cudem dotrwał aż do tego momentu, jęknął ,,Boże!" i schował się z powrotem. Kamijo dzielnie starał się nie śmiać.
Przy następnej scenie mógł podziwiać tylko lewe oko Kayi, gdy zasłaniał twarz dłońmi, a przy kolejnej znowu sam koc. W końcu nie wytrzymał i, targnięty nagłym impulsem, przyciągnął go do siebie, ściągając mu go z głowy.
- Tak chyba będzie lepiej.
Od tego momentu Kaya trochę się rozluźnił.
- Te filmy są chore – stwierdził. – Skoro wszyscy z ekipy giną, to powinni przerwać zdjęcia, prawda? Albo to… Kto normalny, słysząc nocą hałas w piwnicy, bierze latarkę i idzie to sprawdzić? Zamyka się ją na klucz i wzywa policję, ewentualnie chowa pod kołdrą, a nie…
- Ja bym poszedł – oświadczył Kamijo. – Z ciekawości.
- Ty nie jesteś normalny – uciął Kaya.
Kamijo prychnął.
- Wiesz co, dzięki!... O, patrz, teraz tego zabije.
Kaya jęknął głucho, nagle się w niego wtulając i chowając twarz w jego szyi. Kamijo pogłaskał go po plecach, czując nagły przypływ sympatii do horrorów. Z uśmiechem patrzył, jak morderca w masce przypominającej kask szermierza wali jednego z bohaterów po twarzy czymś, co wyglądało na element kamery. Taa…
Wtedy właśnie zrezygnował z namawiania Kayi do oglądania co ciekawszych fragmentów. Przytulanie go w czasie ich trwania było o wiele milsze.
- Co teraz robi?
- Tłucze go czymś po głowie.
- …
- …
- A teraz?
- Popycha na przewody elektryczne… O, ale go prąd kopie. Chyba się pali.
- Co za okropieństwo! Nie wiem, jak możesz to oglądać.
- Mhm.
Ostatecznie Kaya przesiedział z zamkniętymi oczami ponad połowę filmu. Otwierał je, kiedy nic się nie działo, albo podczas przerw na reklamy. Czyhało jednak na niego więcej pułapek, niż tylko makabryczne morderstwa.
- Nie. Nie, nie, nie. No błagam, żeby nawet w horrorze…! – jęknął. Trwała właśnie scena zbliżenia pomiędzy główną bohaterką a tajemniczym nieznajomym, figurującym zresztą na samym szczycie osób podejrzanych o zabójstwa.
Kamijo stłumił śmiech.
- To już druga, na początku jeszcze było, to w toalecie…
- Ach, tak. Była tak odrażająca i groteskowa, że już wtedy zacząłem zasłaniać oczy – rzekł Kaya potępiająco. – I nie mam w tym nic śmiesznego!
Śmiali się jednak obaj, kiedy podczas kolejnego ujęcia tego typu Kamijo sam zasłonił mu oczy. Delikatnie odgrodził jego wzrok od ekranu, dłonią położoną na policzku.
I nie zabrał jej, kiedy film przerwała kolejna seria reklam. Tylko nagle przechylił się w jego stronę i, nie zastanawiając się nad tym, co robi, jak gdyby była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem, pocałował go. Śmiech Kayi umilkł natychmiast, kiedy poczuł jego usta na swoich, a potem oddał jego pocałunek bez chwili wahania. Przysunął się bliżej i wplątał dłonie w jego włosy, zamykając oczy. Miał miękkie wargi, noszące jeszcze smak herbaty, ciepłe ciało, a szybkie bicie jego serca stało się jedynym prawdziwym dźwiękiem.
Kiedy odsunęli się od siebie, z trudem łapał oddech. Przytulił się do Kamijo bez słowa, a on dziwił się, że wszystko nadal jest na swoim miejscu. Nic się nie zmieniło; deszcz wciąż zacinał w parapet, a w telewizji nadawali reklamę maszynek do golenia. A jednocześnie wszystko było jakieś inne. Nawet ten horror nie był już taką porażką. Szczury zjadające ciało jednej z głównych bohaterek wydawały się nawet sympatyczne.
Do samego końca Kaya półleżał w jego ramionach, z policzkiem opartym o szyję. Nie zasłaniał już oczu, nie komentował, nie kręcił z obrzydzeniem głową. Zdawał się być wyjątkowo spokojny. A Kamijo jakby się ten spokój udzielił. Gładził go po włosach, a kiedy w końcu pojawiły się końcowe napisy, odkrył, że w ogóle nie wie, o co chodziło w zakończeniu i kto zabijał.
- No, czuję się kompletnie odmóżdżony – oznajmił Kaya pogodnie. – Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny. Jutro ja wybieram film. I pojutrze też. A teraz chcę tylko spać.
Kamijo doskonale wiedział, co chciał przez to powiedzieć.
A potem zasnęli na kanapie, pod jednym kocem, bo żadnemu nie chciało się wlec do sypialni. A raczej Kaya zasnął, bo Kamijo nie był jakoś senny. I tak cudownie było po prostu leżeć z nim w ramionach, słuchając jego równego oddechu mieszającego się z melodią deszczu, obserwując przesuwające się po suficie światła przejeżdżających za oknem samochodów. I myśleć.
W ich historii nie było gwałtownych zwrotów akcji ani kulminacyjnych punktów. Nie było nagłego porywu namiętności, chwili zapomnienia, wyrzutów sumienia i łez. Żadnych trudnych rozmów, walk z samym sobą i wypowiedzianych pełnym rozpaczy głosem wyznań. Wszystko przebiegało spokojnie, jednostajnym tempem, bez przeszkód. Nawet teraz nie musiał mu niczego wyjaśniać ani o niczym zapewniać. Przecież Kaya wiedział. Zawsze wiedział. I nie potrzebował specjalisty od chiromancji, który by mu powiedział, kto go kocha.

Nie spał tej nocy zbyt długo, ale kiedy się obudził, było już zupełnie jasno. Kaya nadal leżał obok, uśpiony, obejmując go jedna ręką w talii. Wyglądał tak spokojnie, że Kamijo nie chciał go jeszcze z tego snu wyrywać, ale nie chciał też, żeby przypadkiem wstał, kiedy on pójdzie do łazienki. Hm, jednak go zbudzi.
Pochylił się nad nim i delikatnie pogładził palcem po policzku.
- Kaya, już dwunasta… Obudź się… - szepnął cicho.
Przytknął usta do skóry pod jego oczami, czując pod nimi jego rzęsy. Mruknął coś przez sen, odchylając lekko głowę w bok. Kamijo uśmiechnął się i pocałował go w nos. Potem przesunął się trochę niżej, chuchając na jego usta. Je też pocałował. Krótko, delikatnie. A potem, zgarnąwszy włosy na bok, także ucho. Znowu wyszeptał kilka łagodnych słów.
Westchnął, uchylając powieki i przeciągając się lekko. Położył dłoń na karku Kamijo, zatrzymując go przy sobie. Spojrzał mu w oczy z uśmiechem. Kamijo odwzajemnił uśmiech.
- Dwunasta – powtórzył.
- Będziesz mnie tak budził codziennie?
- Specjalnie będę wstawał wcześniej – odparł, jeszcze raz całując go w policzek. – Poleż jeszcze chwilę, idę pod prysznic.
Kiedy tylko spod niego wyszedł, Kaya od razu minął go w progu, wchodząc spokojnie do łazienki.
- Czekam na kawę – oznajmił, zamykając za sobą drzwi.
- Pewnie – Kamijo uśmiechnął się do siebie, ruszając w stronę kuchni.
Teraz już zawsze tak będzie. Będzie budził go rano, wychodził do łazienki, wracał i robił śniadanie, podczas gdy on będzie z niej korzystał, a potem będą razem siedzieć nad kawą. Zawsze będzie tak. No, czasem mogą się ewentualnie zamienić rolami.
Euforia spowodowana cała tą wizją sprawiła, że mało co nie udowodnił światu, że nawet wodę naprawdę DA SIĘ przypalić (a przynajmniej doprowadzić do całkowitego jej wyparowania i puścić z dymem czajnik), ale jakoś opanował sytuację. Siedział już w salonie, między kocem a poduszką, z kawą na kolanach, kiedy wszedł Kaya. Kamijo poczuł nagły powiew zapachu kwiatów, kiedy przechylał się nad nim, sięgając po swój kubek, i kilka kropel wody z mokrych końcówek włosów kapiących mu na dłoń.
- Plany na dzisiaj? – zapytał Kaya po chwili.
- Żadnych związanych z pracą. Odwaliliśmy wszystko i mamy trochę wolnego. Ale to się doskonale składa, prawda?
Pokiwał głową, patrząc na niego uważnie.
- A mamy zamiar aktywnie spędzać czas?
Kamijo odstawił kubek na stół, a na jego twarzy momentalnie odmalował się lekki, perwersyjny uśmiech.
- Zależy, na czym ta aktywność będzie polegała.

Kochali się długo i delikatnie, wsłuchani w najcichszy oddech, skupieni na każdym, najlżejszym nawet ruchu, niespiesznie, chociaż przecież obaj tak długo na to czekali. Nie było końca pocałunkom i umiejętnym, subtelnym pieszczotom rozgrzewającym ciała i serca; nie było też miejsca nawet na odrobinę gwałtowności. Kamijo poruszał biodrami ostrożnie, starając się zadać Kayi jak najmniej bólu, powoli, a potem trochę szybciej, przytulając go do siebie i upajając się każdym drżeniem jego ciała, jego ciepłem i przyspieszonym tętnem, które czuł, całując go w szyję. Szczytowali prawie jednocześnie, a potem obaj opadli na pościel, zgrzani i zmęczeni. Mimo tego, że był środek dnia, dzięki zaciągniętym zasłonom, w pokoju panował półmrok. W powietrzu wciąż jeszcze rozbrzmiewały wibracje ostatniego krzyku.
Kaya ułożył się z głową na piersi Kamijo, a on głaskał go po plecach i przeczesywał palcami jego włosy. Trwali tak przez dłuższą chwilę, uspokajając się i wyciszając.
- Od samego początku powinniśmy być razem – powiedział w końcu Kamijo. – I już dawno powinniśmy to zrobić.
Kaya uśmiechnął się lekko, naciągając na nich kołdrę.
- Nie mogliśmy wtedy. Tylko byśmy wszystko zepsuli – powiedział z powagą. – Musiał nadejść odpowiedni czas.
- I nadszedł?
- Już sporo wcześniej. Ale ty wciąż to opóźniałeś.
- Ja?!
Kaya uniósł głowę, patrząc na niego z pobłażliwym uśmiechem.
- Cały czas się zastanawiałem, kiedy mnie wreszcie pocałujesz. I wiesz co, kochanie? Nigdy ci nie zapomnę, że mimo, iż stwarzałem ci tyle romantycznych sytuacji, ty zrobiłeś to w końcu przy reklamie płynu do mycia naczyń.
Kamijo patrzył na niego przez chwilę pozbawionym wyrazu wzrokiem, a potem prychnął z oburzeniem, kręcąc głową.
- No wiesz! Ty jesteś jednak jedyny w swoim rodzaju, mogłeś sam…!
- Ale ja jestem na dole! Jakby to wyglądało?
- Ale mogłeś zrobić cokolwiek! – Kamijo pewnie by teraz tupnął, ale ze względu na pozycję było to raczej niemożliwe. – Zamiast zwalić wszystko na mnie i…
- I cieszę się, że robiliśmy to w pokoju bez telewizora, bo…
- KAYA!... Dosyć. Przestań. Poddaję się. Jesteś niemożliwy. Ale wiesz co? I tak cię kocham.
Uśmiechnął się, podciągając wyżej i przytulając swój policzek do jego.
- Ja ciebie też.

- Epilog -
Pierwszy tego roku przymrozek nadszedł niespodziewanie w samym środku nocy, ścinając chłodem powietrze i zamrażając drobne krople deszczu. Spadały na ziemię w postaci lekkich, białych płatków, topniejąc jednak prawie od razu. Rano nie będzie po nich śladu. Tym razem. Zwiastowały rychłe nadejście kolejnych, coraz większych opadów, niosących ze sobą najzimniejszą porę roku. Zbliżała się nieubłagalnie, chociaż prawie nikt jeszcze o tym nie wiedział. Nie wiedział i Kamijo, ale teraz mało go to obchodziło. Zdążył. I kolejną noc spędzał bezsennie, zbyt bardzo pochłonięty analizowaniem ostatnich zdarzeń, żeby móc usnąć, a co dopiero rozmyślać nad porami roku.
Wtulił się mocniej w plecy Kayi i pocałował go w kark. Uśmiechnął się do siebie, słysząc jego spokojny, równomierny oddech, charakterystyczny dla osoby pogrążonej w głębokim śnie. Odnalazł jego dłoń i zamknął w swojej, wdychając zapach jego włosów i wpatrując się w ciemne kształty stojących w pokoju sprzętów.
Może właśnie tak wygląda stabilizacja. Po wszystkich burzliwych romansach, rozstaniach i powrotach, ukradkowych, nieregularnych spotkaniach, nadszedł czas na miłość spokojną, spełnioną. Nawet, jeśli nie zawsze będzie taka kolorowa. Wiedział przecież, że nawet oni nie unikną kłótni, że wiele razy będzie słyszał jego szyderczy śmiech albo stłumiony płacz zza zamkniętych trzaśnięciem drzwi, że sam będzie jeszcze przez niego wiele razy cierpiał. Ale wiedział też, że ten związek jest tego wart. I że dzięki niemu będzie patrzył w przyszłość inaczej. Bez lęku, ze spokojem i wiarą optymisty, z Kayą trzymanym za rękę. I wszystkie luki wypełnią się jego dźwięcznym śmiechem, cichym szeptem, czułym dotykiem delikatnych dłoni i spojrzeniem rzucanym spod rzęs. Nawet, gdy noc pochłonie następny świt, gdy spadną wszystkie gwiazdy, a niebo z hukiem runie na ziemię. Od teraz, na zawsze.


Ostatnio zmieniony przez Shadow dnia Pią 20:58, 18 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nopal
PostWysłany: Pią 17:34, 18 Lip 2008 


Dołączył: 01 Sty 2008
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: It's a secret :)


Przesliczne. Czytalo sie z przyjemnoscia, swietnie opisalas sytuacje masz fajne poczucie humoru [ Szczury zjadające ciało jednej z głównych bohaterek wydawały się nawet sympatyczne. - przyprawilo mnie o taki smiech, ze prawie sie oplulam piwem;D] chce wiecej;D
A tych dwoch z opowiesci polubilam od raz dzieki ci;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow
PostWysłany: Pią 21:10, 18 Lip 2008 


Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Chaos


Pięknie dziękuję! <33
Więcej mam przede wszystkim na swoim forum, w odpowiednim dziale wszystko sobie leży ^^ Są jeszcze jakieś cztery, wszystkie z tym pairingiem. (No, w pierwszym jest jeszcze Juka x Hizaki.)
I cieszę się, że dzięki temu ich polubiłaś. Są tego naprawdę warci! I aż sie sami proszę o ficki, Kaya zwłaszcza. Od lat otwarcie przyznaje się do bycia homoseksualistą, i w ogóle jest bardzo barwą postacią. A Kamijo... A Kamijo sam się prosi, żeby go z nim połączyć, przytula go na backstage, pisze o nim 'Kaya-chan' itp. XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nopal
PostWysłany: Pią 21:35, 18 Lip 2008 


Dołączył: 01 Sty 2008
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: It's a secret :)


Ooo, no to sobie poczytam;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maru
PostWysłany: Sob 0:09, 19 Lip 2008 
VIP

Dołączył: 01 Sty 2008
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...


Cudne xDDDDDD
Naprawde podobają mi się opisy i poczucie humoru o którym wspomniała Nopal xD
Chce więcej Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow
PostWysłany: Nie 19:43, 20 Lip 2008 


Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Chaos


Bardzo dziękuję! <3

To ja może po prostu wstawię linki do poprzednich:
'Under moon'
'A potem przyszła wiosna.'
'When dream becomes reality...'
'Gdy deszcz nie przestaje padać...'
Następne w produkcji ^^v
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.childprey.fora.pl Strona Główna  ~  artysci z forum

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach